Droga do nikąd…

to nie tak kochany Synku, że nie kochałam Twojego Ojca… kochaliśmy się… jak wariaty kiedyś… zabrakło nam tej miłości albo raczej była kompletnie szczeniacka i nie dojrzała z nami… była taka na jaką wtedy było nas stać…a potem… zabrakło w niej cierpliwości i kompromisu, chęci do ustąpienia, pojawiła się za to zaciętość i chęć zemsty…. poza tym jeśli teraz, po tylu latach terapii i na trzeźwo będąc żoną człowieka wybranego sobie z pełną świadomością ciągle bywam wredną małpą, to czego oczekiwać po mnie sprzed lat….wiem, że trudno Ci pogodzić się z myślą o braku miłości w związku własnych rodziców.. ale ta miłość była kiedy Cię stworzyliśmy, zapewniam Cię… potem zjadło nas dorosłe życie i nasze traumy… myślisz, że nie boli mnie myśl, że nie udało mi się zapewnić swojemu dziecku kochającego domu?! Traktuję rozwód jako swoją osobistą porażkę… I wciąż jeszcze ją przeżywam… im bardziej widzę jaka potrafię być wobec Tomka w dobrych dniach tym bardziej żałuję, że takiej mnie nie znałeś… boleję nad każdym straconym uściskiem, czasem, którego Ci nie poświęciłam, przeżywam wspomnienie każdej chwili,którą dałam komuś innemu….zamiast Tobie… ja też mam w uszach swój krzyk, odgłos pękającego szkła, Twój płacz…walczę o Twoje wybaczenie i zrozumienie ale tak na prawdę nigdy sobie nie wybaczę….I nie mam szansy cofnąć czasu… czy zadośćuczynienie jednak to brak możliwości myślenia inaczej niż Ty? Mamy wiele wspólnego i tyle samo różnic… żadne nie akceptuje drugiego… przecież to nie tylko ja mam problem ze zrozumieniem Ciebie, akceptacją Twoich wyborów.. Ty tez nie rozumiesz mnie i mojego sposobu na życie… czy zatem kiedykolwiek znajdziemy się pośrodku?

Dodaj komentarz