WOJNA.

Straszne słowo. Do tej pory z kart podręczników historii znane. Lub z wiadomości o jakichś dalekich krajach. Od paru dni jest rzeczywistością naszych najbliższych sąsiadów. Sąsiadów do tej pory z lekkim lekceważeniem traktowanych, trochę jak tania siła robocza w naszym kraju. Sama wkurzałam się, że trudno dogadać się z kurierem czy dostawcą jedzenia. A dziś? Zmobilizowaliśmy się do pomocy, wpłacamy pieniądze, organizujemy zbiórki, pomagamy w transporcie. Mój Syn zaskoczył mnie dopiero co poświęcając swój czas i finanse prywatne i od paru dni będąc w trasie na i z granicy. Zapewniając transport nawet do Berlina. Od zeszłego czwartku ucisk wokół serca nie zelżał, strach czai się gdzieś z tyłu mózgu i ciągłe pytania:co dalej? Dokąd ma zamiar dojść ten ruski psychopata? Co jeszcze zagarnąć? A świat na co jeszcze mu pozwoli? Trudnych czasów przyszło mi doświadczać… Nam wszystkim. Nie spodziewaliśmy się ani pandemii ani wojny. Pisowskie zagrywki bledną przy tym wszystkim. A niedobrze bo przecież umacniają się tylko coraz bardziej na tych stołkach swoich. Boże dokąd nas prowadzisz?

Dodaj komentarz